No więc tak. Specjalnie dla Death Stranding kupiłem se większy monitor, z racji faktu iż wspaniały pecetowy port tej gry więcej możliwych rozdzielczości nie obsługuje niż obsługuje – i powiem wam, że…
…suspens…
…było warto. Tytuł nietypowy, pełen klasycznych kodżimizmów, z fabułą pomiędzy „kicz”, „co tu się odpierdala” a „słodki boże, zaraz się rozpłaczę” – jedyny w swoim rodzaju, zdecydowanie.
Weź Euro Truck Simulator, wywal z niego, welp, ciężarówki, dorzuć trochę akcji, otwarty świat, pełno humoru, dziwacznych, przerysowanych postaci, dłuuuuuuugich przerywników, całość osadź w ogromnym otwartym świecie w klimacie „metafizycznego post-apo”.
I masz DS. Powiedzieć że to gra „dziwna”, to jak nie powiedzieć nic – ale i „dziwna” w tym przyjemniejszym znaczeniu, zdecydowanie.
Główną osią rozgrywki jest transportowanie śmiecia z jednego punktu do drugiego, czy to pieszo, czy z wykorzystaniem różnych środków lokomocji. Brzmi ubogo, brzmi wręcz śmiesznie, w praktyce jest mega satysfakcjonujące – bo nie chodzi tutaj o cel, tutaj chodzi o podróż.
Ta, wiem jak fajansiarsko to brzmi…
…ale bawię się znakomicie. Zwykły akt „przemieszczania się z punktu A do punktu B” został świetnie skodżimizowany, jest cała masa detali na które musimy zwracać uwagę, od terenu po którym łazimy, przez rozlokowanie pakunków na plecach bohatera, zużycie obuwia i stopień zapełnienia pęcherza (!), aż do dość rzadkich, ale i intensywnych sekwencji akcji – a gra oferuje przy tym naprawdę nieziemską oprawę graficzną, połączoną ze zjawiskowym udźwiękowieniem. Muzyki jako takiej dużo tutaj nie ma, ale jak się już pojawi to idealnie wpasowuje się w to co aktualnie widzimy na ekranie, jak i to co przeżywa główny bohater. Dominują tutaj kawałki Low Roar, artysty którego odkryłem dzięki tej grze i którego z miejsca pokochałem – spokojne, smutne, refleksyjne i melancholijne utwory znakomicie łączą się z najnowszym dziełem Kojimy.
Ujmę to krótko – w życiu bym się nie spodziewał, że gra która w serduszku jest jednym, gigantycznym fetch questem, sprawi mi tyle przyjemności. Poznawanie lore tego świata, wysłuchiwanie dialogów, podziwianie krajobrazów, uczestniczenie w niezwykle ciekawym systemie współpracy i współzależności między graczami – to jest bajka. Serio.
Jedyna wada? Ogromna ilość animacji. Lol, brzmi śmiesznie, ale w istocie element ten wkurwia mnie coraz bardziej – każdy odbiór towaru, każde jego dostarczenie, każda malutka pierdołka jest okraszona animacją. Gra w ogóle nie szanuje czasu gracza, wszystko trwa tutaj długo – a to męczy, z każdą kolejną godziną coraz bardziej. Hej, ponownie – to jedyna wada. Serio-serio. Innych nie stwierdziłem.
No ale disclaimer – to jest a Hideo Kojima game, z czym wiąże się szereg… ficzerów. Unikalny styl Kojimy jest tutaj chyba najbardziej widoczny spośród wszystkich gier które wyreżyserował (tak, używam tego słowa intencjonalnie – facet gier nie „tworzy”, on je „reżyseruje”), więc jeżeli faceta nie lubcie – to i DS wam się nie spodoba, bo to tak jakby odpalić film Tima Burtona i potem narzekać, że nie był to typowy blockbuster.
Generalnie, jeśli dobrze się wam grało w Metal Gear Solid V, między którym to tytułem jest naprawdę SPORO punktów wspólnych z DS, to możecie kupować w ciemno. Jeżeli nie, cóż, kupujecie na własną odpowiedzialność.
Osobiście – polecam.
W chuj.
#gry