Pomyślcie, jak szybko technologia idzie do przodu i jak szybko przyzwyczajamy się do dobrego. Czaicie, że jeszcze niedawno wszystkie gry i aplikacje były sprzedawane na płytach? Trzeba było kupić fizyczny nośnik, użyć dużego czytnika zajmującego spory kawałek komputera, który służył tylko i wyłącznie do ich obsługi, w dodatku był jednym z najbardziej awaryjnych urządzeń?
Same płyty nie były zresztą lepsze, z byle powodu się rysowały, co nieraz uniemożliwiało ich odczyt. A w takiej sytuacji… nie mogłeś nic zrobić. Nieważne, że kupiłeś oryginalny produkt za kilkadziesiąt czy kilkaset złotych, płacąc w praktyce za licencję – uszkodzenie nośnika pozbawiało Cię do niego prawa (o ile wcześniej nie nagrałeś sobie zapasowej płyty). Nie wspominając już o fakcie, że takie Baldur’s Gate czy Final Fantasy dostarczano na kilku nośnikach, które trzeba było wymieniać w trakcie gry. Zarysował się jeden? Byłeś w dupie, dziękuję i do widzenia.
Każdy, kto urodził się w latach 80. czy 90. pamięta te kurzące się stojaki, bo wszystko trzeba było fizycznie przechowywać. Połowa to były jakieś idiotyczne encyklopedie z gazet, których nikt normalny nie odpalał, ale dostawał od rodziców, bo przecież to komputer do hehe nauki.
Mimo że przyjemnie wraca się do czasów młodości, to za tym ani trochę nie tęsknię.
pokaż spoiler inb4 dyskietki też pamiętam
#nostalgia #komputery #gry #pcmasterrace